Koleżanki i Koledzy! Nasz kolega senior Władysław Sadłoń z Mechowa 29 stycznia 2016 osiągnie wiek 100 lat. Zbierzmy się i uczcijmy jego święto naszą obecnością na mszy św. w jego intencji, która odbędzie się dn. 30.01.2016 r. o godz. 16.00 w Kościele filialnym w Mechowie.
Kol. Władysław Sadłoń mieszkający w Mechowie pochodzi ze wsi Ossa (obecnie jest to woj. łódzkie) pow. Opoczno, gm. Białaczów. Na Zachód wyruszył z żoną Kazimierą w nadziei na lepsze życie. W roku 1947 osiedlili się w Mechowie i zaczęli gospodarować, mając dwie krowy i konia. W ciągu lat wychowali pięcioro dzieci.
Dziś mało kto go nie zna Władysława Sadłonia. W mundurze porucznika rokrocznie bierze udział w uroczystościach państwowych organizowanych przez władze gminy i powiatu Pyrzyce.
Z zamiłowania zawsze był społecznikiem otwartym na ludzkie problemy. Pełnił funkcję ławnika sądowego, był mężem zaufania, inspektorem społecznym, udzielał się w komitecie kościelnym i szkolnym. W latach 1969 - 1994 członek Rady Nadzorczej Banku Spółdzielczego, odznaczony w 2001 r. przez Zarząd Banku Złotą Odznaką " Za zasługi dla spółdzielczości bankowej". Ludzie go szanują za jego wrażliwość i serdeczność. Jego motto: "Bo trzeba być człowiekiem" - tylko tyle i aż tyle.
Do Polskiego Stronnictwa Ludowego wstąpił w roku 1946, gdy prezesem był jeszcze Stanisław Mikołajczyk. Przeszedł wszystkie zmiany dziejowe w Polskim Ruchu Ludowym, będąc przez długie lata jego aktywnym członkiem. Dla pyrzyckiego PSL zasłużył się m. in. jako zapalony orędownik naszego "peselowskiego" sztandaru. Za długoletnią pracę na rzecz PSL w 2007 r. odznaczony został Medalem Wincentego Witosa. Obecnie, pomimo sędziwego wieku, żywo interesuje się tym co dzieje się w Stronnictwie i wokół. Bardzo się cieszy, jak go ludzie odwiedzają. Lubi rozmawiać. Lubi też opowiadać różne ciekawe historie. Jego umysł jest wciąż sprawny i chłonny nad podziw.
Mówi o sobie, że ma dwa szczęścia - u Boga i u Ludzi i nigdy nie ciągnęło go w daleki świat. Pokochał swoją wieś i mieszkańców i twierdzi, że ma tu swoją Amerykę.
W 2007 na skutek wypadku doznał złamania obu nóg i stał się całkowicie uzależniony od syna i synowej. Ludzie mówili, że w tym wieku kości się nie zrastają. Przez moment pojawiła się w nim myśl - wziąć tabletki na sen i się nie obudzić, ale to nie po chrześcijańsku. Przykazanie mówi: " Nie zabijaj", "Szanuj bliźniego swego jak siebie samego". Mocno wierzył, że wszystko zależy od Boga, modlił się. Po sześciu tygodniach połamane kości się zrosły, wstał i znów chodzi. Minęło dziewięć lat, a on nie tylko kul, ale nawet laski nie używa. Ludzie się dziwili.
Niektórzy twierdzą, że cudownie ozdrowiał.
Zapytany o przepis na długowieczność z uśmiechem wymienia zalewajkę. Jest to zupa na zakwasie z mąki żytniej z grzybkami, jajkiem na twardo i okraszona cebulką uprażoną na oleju. Zawsze z żoną lubili proste jedzenie i kwaśne zupy - kapuśniak, ogórkowa. Wigoru dodaje mu poczucie humoru i pogoda ducha.
W 2010 roku obchodzili z żoną Kazimierą kamienną rocznicę ślubu - 70 lecie pożycia małżeńskiego.
Razem przeżyli 74 szczęśliwe lata. Troskliwie opiekował się swoją młodszą o 5 lat żoną aż do jej śmierci w 2014 r. Wynagradzał jej trud wychowywania dzieci i swoje nieobecności powodowane społecznikostwem. W przenośni i trochę humorystycznie mówi, że w ich małżeństwie: "Czasem się zachmurzyło, ale gradobicia z tego nigdy nie było".
Obecnie mieszka z synem Andrzejem i jego żoną Jadwigą i jest otoczony troską i miłością dzieci, wnuków i prawnuków na co sobie z pewnością zasłużył.